Sri Lanka, łza z policzka Indii
Oto link do zdjęć.
Wspaniała wycieczka w tropiki. Byliśmy tam miesiąc po wizycie Ojca Świętego Franciszka. Zobaczyliśmy Indie w miniaturze, ale chyba większy spokój. Najgorsze to było wyjście w Kolombo z samolotu. Lecieliśmy bezpośrednim lotem, dreamlinerem z Warszawy do Kolombo. Buchnęło gorącem, od którego nie można się było uwolnić, i do tego od razu zwiedzanie Kolombo, z powodu, że przez całe miasto i tak trzeba by było przejeżdżać do hotelu, więc najpierw zwiedzanie, a potem hotel. Byliśmy trochę przygotowani ubraniowo, ale i tak rzeczy nasze z Warszawy były za ciepłe. Jedyne przyjemne odczucie pogodowe było podczas trekingu po płaskowyżu, było dwadzieścia kilka stopni i wiał miły wiatr, do tego nie było tyle tej wilgoci. Śmieszył nas widok miejscowych ubranych w puchowe kurtki i czapki na głowach. Na koniec mieliśmy odpoczynek, ale i tak najprzyjemniej było w klimatyzowanym pokoju, chociaż byliśmy już przyzwyczajeni do temperatury.
Mieliśmy świetną przewodniczkę Magdę Gwoździk (mamy szczęście na wycieczkach do dobrych pilotów). Ponieważ na Sri Lance jest socjalizm, więc wszyscy muszą mieć zatrudnienie, dlatego jeszcze jeździł z nami lokalny przewodnik, który np. donosił (sprzedawał) nam wodę.
Do tego wszystkiego wspaniałe zabytki, pięknie opowiedziana historia, poznanie buddyzmu (pilotka mówiła tylko dobre rzeczy o buddyzmie, nic o wojujących buddystach na Sri Lance).
Było komfortowo i przyjaźnie, ale już do takiego klimatu postaram się nie pojechać, jednak wolę chłodniejsze rejony świata.